Wspomnienia

Relacja z regat Bitwa o Gotland ’21 #6

Epilog (będzie dłużej, zatem tylko dla wytrwałych) Zanim przejdę do podsumowania i refleksji, kilka słów jak to było na tych ostatnich kilkudziesięciu milach.

Po rozmowie telefonicznej z biurem regat i po otrzymaniu prognozy pogody, ponownie zmieniłem foka na mniejszego, takiego na mocniejszy wiatr. Sama zmiana foka nie jest jakimś wielkim wyzwaniem i nie trwa bardzo długo. Problem pojawia się, gdy tego zdjętego trzeba jakoś ogarnąć na pokładzie. Napiszę szczerze – nie chciało mi się już go ładnie układać. Obwiązałem go niczym szynkę wędzoną (sorki) i ledwo wcisnąłem go przez zejściówkę do mesy. W ramach rekompensaty, ułożyłem go na głównej kanapie. Zdjęć tego nie ma, bo Państwo żaglomistrze by mi tego nie wybaczyli.
Pierwszy zwiastun “nowego, świeżego i mocniejszego wiatru” pojawił się gdy zobaczyłem na horyzoncie jedną z naszych platform wiertniczych. Prędkość powoli zaczęła rosnąć i kierunek był już bardziej zachodni. Ciasno na morzu nie było i powinienem uzupełniać sen, ale nawet ściskanie powiek nie pomagało. Próżność nie pozwalała zasnąć. Gdy Brożka z biura regat powiedziała mi, że cała stawka pozostała jednak przy Gotlandii, myśl o dobrym wyniku zaczęła krążyć po głowie.
Pod Helem prędkości już zacne. Sama Zatoka jak zwykle rządzi się swoimi prawami i nie dałem rady wejść na metę jednym halsem. Znowu mam wrażenie, że meta mi odjeżdża.
Już nie jestem sam. Towarzyszy mi jeden z Aniołów, czyli Isfuglen (Zimorodek) z bardzo wesołą, młodą i mocno żeglarską załogą. Miło. bardzo miło.
Docinam ostatnie trzy mile na lewym halsie i ostatnie kilka kabli steruję ręcznie wyręczając autopilota.
Znowu to dziwne uczucie. Już po wszystkim. Chyba będzie dobrze. Powinienem wpaść w euforię, ale jakoś emocje nie eksplodują. Zmęczenie zrobiło już swoją robotę, ale chyba chodzi jeszcze o coś innego. Wygląda na to, że chyba wolę gonić króliczka. Owszem złapać go jest fajnie, ale to oznacza koniec emocji. Emocji tych od dążenia do celu, walki, rywalizacji. Chyba jednak dziwaczeję.
Klaruję łódkę i celuję dziobem w keję Marina Przełom. Znowu światło mnie oślepia i chyba zdemoluję nabrzeże. Jest przed godziną szóstą i normalni ludzie o tej porze albo śpią, albo negocjują z budzikami. Nie wszyscy. Jest grupka na pomoście. Pierwsze zaskoczenie, to Rysiu Drzymalski odbiera mi cumy (jeszcze raz bardzo dziękuję). Potem inne znajome twarze, rodzina, kontury kolejnych osób. Ulubiony utwór i muszę maskować swoje wzruszenie. Krępują mnie takie sytuacje, ale jest miło i serdecznie.
Dziesiąta Bitwa o Gotland przeszła do historii. Wygląda na to, że całkiem mi wypaliła i po kilku starciach w poprzednich latach, gdy wracałem na tarczy, tym razem jest inaczej. Dziwne w tym wszystkim jest to, że ta edycja była dla mnie jedną z tych łatwiejszych. Owszem pierwszej nocy trochę powalczyłem, ale w stosunku do poprzednich edycji, było całkiem spokojnie. Wspominam rok, gdy jeszcze na Polledzie2 przykleiłem się spinakerem do wody lub gdy dwa lata temu zrywały mi się szoty o grubości 16mm, a sklarowanie foka zajęło mi prawie osiem godzin. Wniosek jest też taki, że szczęście w tym roku całkiem wiernie mi towarzyszyło. Co więcej, wygląda na to, że pula szczęścia przydzielona na tę imprezę w całości trafiła na pokład Blue Horizon.
Oczywiście nie tylko szczęście wygenerowało ten wynik. Swój bardzo duży wkład miała całkiem spora grupa osób, które nie wypłynęły na start, ale w pewnym sensie uczestniczyły w tych regatach. Jeżeli doczytaliście do tego momentu, to mam jeszcze prośbę – przeczytajcie podziękowania, bo będzie w nich o ludziach, którzy są wyjątkowi, których warto znać i których miałem zaszczyt spotkać na swojej drodze.
Juriemu, Grzegorzowi, Olafowi i Maćkowi (mój własny rodzony syn), czyli chłopakom z serwisu Sailing Factory. Ostatnie dwa tygodnie uwijali się przy Delphii i znosili cierpliwie moje codzienne aktualizacje “listy do zrobienia na Blue Horizon”. Przy Delphii kręciła się też Dorota, czyli JA Żeglarka, która pilnowała aby niczego nie zabrakło i ogarniała też kwestie formalne, czyli produkowanie kolejnych, mniej lub bardziej potrzebnych dokumentów.
Załodze Polled Sailing Team, która nie ma może świadomości, ale bardzo mi pomaga. Nie tylko kibicowaniem, ale także podkręcaniem adrenaliny na wspólnych startach w regatach załogowych.
Organizatorom Bitwa o Gotland, dziewczynom z biura regat (Ania, Brożka, Honorata i Natalia), którym przez ponad tydzień rozstroiły się dobowe zegary, bo albo trzeba było coś wydać, wysłać prognozę pogody, albo odebrać jakiegoś zawodnika na mecie (np. o 5.11 rano). W tym akapicie wspomnę także Ewę Kot i Marcina Kaczmarka – gospodarzy Marina Przełom. Ludzi, którzy po prostu lubią żeglarzy.
Panom, którzy tę imprezę wymyślili, czyli Jackowi Zielińskiemu i Krystianowi Szypka. Prawda jest taka, że BoG, to jedna z najbardziej znanych regat morskich południowej części Bałtyku.
OceanSails w osobach Violetty i Stanisława Sawko – za żagle, które mnie przyniosły na metę i sprawy, o których dżentelmeni rozmawiają w cztery oczy.
Eljacht – Elektronika i Elektrotechnika Jachtowa i samemu Tomkowi Jankowskiemu, za elektronikę, wsparcie i cierpliwość w wyjaśnianiu różnych zawiłości (jak się często okazywało, zawiłe to było, ale raczej tylko dla mnie).
Zawodniczkom i Zawodnikom, którzy startowali w obecnej, ale także poprzednich edycjach Bitwy. Zdecydowanie nieprzeciętna grupa ludzi. Inspirująca i motywująca.
Oczywiście mojej Rodzinie, która musi znosić moje fanaberie i pewnie kosztuje ich to często sporo emocji.
Całej liście osób, których tu nie wymieniłem. Osób, które znam, mam kontakt i które czasami nawet się nie domyślają ile mi dają, a właściwie ile dobrej energii, sam sobie od nich wykradam.
Bardzo dziękuję za kibicowanie, trzymanie kciuków, gratulacje i miłe słowa. Wiele z nich było na wyrost, ale ok, nie będę się z Wami o to kłócił. Mam nadzieję, że trochę fajnych emocji doświadczyliście przez te kilka ostatnich dni.
Cały ten start. Ten wynik, dedykuję mojej siostrze, Marzenie.
Odeszła w sierpniu. Zdecydowanie za szybko.
Żeglarstwo, nie jachting

Sprawdź także: Kursy na sternika morskiego | Kurs żeglarski dla dorosłych | Rejsy oceaniczne | Szkolenia żeglarskie