Wspomnienia

Jak to jest, jak się minie Przylądek Ciepłych Gaci? O tym i o morskiej eksploracji Portugalii opowiada Dorota Szymanowska.

Kocham podróżować, a żeglowanie to jedna z najbardziej ekscytujących form odkrywania przepięknych zakątków świata, bycia blisko morza i otaczającej przyrody

Grudzień to dla mnie specyficzny czas… kończy się stary rok przywodząc na myśl wspomnienia i  refleksje, jednocześnie nadchodzi nowy rok, a wraz z nim mnóstwo pomysłów na przyszłość… tylko ode mnie zależy, które z nich zechcę zrealizować.  

 

Dwa lata temu jeden z grudniowych dni, zarezerwowałam na przemyślenie moich postanowień noworocznych. Mimo, że od czasu mojego pierwszego kontaktu z żeglarstwem, upłynęło już sporo wody, wtedy nie mogłam pochwalić się żadną wiedzą w owym temacie. Nie mijała mi jednak chęć pozyskania tej wiedzy i  zgłębienia tajników sportu, który nie zagląda Ci w metrykę, a daje możliwość spełnienia i może zapewnić niezapomniane wrażenia. „Chcę nauczyć się żeglować” to był mój jasno sprecyzowany i realistyczny cel, który trafił na listę postanowień noworocznych.

Strategie realizacji postanowień noworocznych mogą być różne, ważne, aby mieć plan i zacząć działać. Ja zaczęłam praktykować na Bałtyku, nie było łatwo, bo majowa pogoda na morzu może przerazić, przeszywające zimno, deszcz, fala, jakiej na jeziorze nie miałam okazji zobaczyć – czułam strach, który wtedy starałam się zabić śmiechem. Skutecznie udało mi się wyeliminować pojawiające się w między czasie zwątpienie, a moja żeglarska przygoda nabierała tempa.

Uczestniczyłam w rejsach szkoleniowych, wiedzy szukałam też u doświadczonych żeglarzy. Kiedyś zupełnie niespodziewane na moją skrzynkę mailową wpadło zaproszenie od Jacka do udziału w regatach na pokładzie Polleda… ileż adrenaliny wtedy doświadczyłam… Zaczynając moją przygodę z żeglarstwem, też ją czułam, ale przybierała formę strachu, wtedy usłyszałam, „Dorota nadejdzie dzień kiedy ją pokochasz”. Nadszedł… ciągle chcę żeglować i czuję już tylko pozytywną adrenalinę.

 

W grudniu miałam okazję ponownie ją poczuć, tym razem na pokładzie Blue Horizon i to w towarzystwie Jacka.

Portugalia pod żaglami, dlaczego nie? Kocham podróżować, a żeglowanie to jedna z najbardziej ekscytujących form odkrywania przepięknych zakątków świata, bycia blisko morza i otaczającej przyrody… ale rejs to też wielka okazja, aby czas na jachcie wykorzystać na naukę żeglarstwa, nie każdy może bowiem praktykować manewry portowe w ciasnej marinie, czy właściwe ułożenie żagli przy boku tegorocznego finishera Bitwy o Gotland, który chętnie podzieli się z Tobą swoją wiedzą, a czas ubarwi nie jedną opowieścią, najchętniej przy filiżance espresso.

Jaka jest Portugalia zimą? Po minięciu Przylądka Ciepłych Gaci ((Przylądek Świętego Wincentego) zaskakuje łagodnym klimatem i słoneczną aurą, której zupełnie się nie spodziewałam. Możliwość podziwiania słynnego wybrzeża Algarve od strony morza zapiera dech w piersiach. Skaliste klify z żółtego piaskowca, o które rozbijają się fale Atlantyku, malownicze zatoczki, piękne plaże i lazurowa woda, a wszystko to w promieniach słońca. Taki obraz podczas tego rejsu ukazywał się moim oczom za dnia. Żeglowanie w takich warunkach to wielka przyjemność, czekałam jednak na tę odrobinę adrenaliny. Dostarczyło jej otwarte morze, które powitało nas podczas przejścia z Lagos do Kadyksu, to właśnie wtedy wiatr wyłoni się zza klifów pozwalając nam nieprzerwanie przez ponad 100 mil pokonać ten dystans na pełnych żaglach. 20 węzłów wiatru, niebo i morze zlane w jedną całość, całkowita ciemność rozświetlona tylko rozgwieżdżonym niebem, co jakiś czas światło latarni czy statku na dalekim horyzoncie i fale rozstępujące się przed dziobem pędzącego Blue Horizon. Takie chwile wywołują we mnie poczucie radości i siły, ale też pokory, wobec żywiołu.

Nie byłabym sobą, gdybym nie wykorzystała szansy jaką na tacy podaje mi  żeglarstwo, czyli eksploracji lądu. Każde podejście do kei, podczas którego niezwykle pomocnym okazywał się ster strumieniowy, stawało się tylko pozornym końcem naszej wyprawy, bo po szczęśliwym parkowaniu nadchodził czas na jej dalszą część, czyli zwiedzanie miast… i to po sezonie turystycznym. Nie jestem zwolennikiem tłumów, dlatego klimat spokoju, jakże daleki od świątecznej gorączki w Trójmieście,  jaki zastałam w Sines, Lagos, czy Portimao pozwolił mi rozkoszować się swobodnym spacerem pośród bielonych budynków starego miasta i skalistych klifów wybrzeża. O tej porze roku czułam się trochę jak w klimacie „ja, stary człowiek i morze” (Myślę sobie, że młodzi mieszkańcy tych miast już dawno wrócili do swoich metropolii). Chilloutową atmosferę na lądzie doskonale dopełniał kieliszek portugalskiego wina, bo czy może być lepszy trunek w kraju winem płynącym? … Jacek powiedziałby pewnie, że kawa. I tutaj się z nim zgodzę, w smaku jednego i drugiego można się zatracić, tak jak w Portugalii. Poczuć się błogo myśląc, jestem tu i teraz, a tam niech się dzieje co chce, nigdzie się stąd nie ruszam… to właśnie rodzaj wytchnienia, którego potrzebowałam przed końcem roku.     

Żeglarska wyprawa do Portugali  wystarczyła mi, bym mogła oderwać się od szarej codzienności, pozwoliła na totalny reset i odświeżyła mózg, by podsunął mi kolejne niebanalne pomysły na moją listę postanowień noworocznych, takie jak żeglarstwo dające poczucie, że naprawdę żyję i że to życie jest wspaniałe w każdej postaci na wodzie i na lądzie.

A jakie są wasze postanowienia noworoczne?