Wspomnienia

(…) każdy czytał o przerażających sztormach na Hornie i Morzu Drake’a (…)

Dobra Praktyka Żeglarska, czyli nauka i trening żeglarstwa dla siebie, dla rodziny i przyjaciół. O Dobrej Praktyce Żeglarskiej w wydaniu Sailing Factory pisze Jurek Bochiński, który w swoim CV żeglarskim ma wpisane wszystkie oceany i prawie wszystkie morza naszego globu. Jurek oprócz bogatego doświadczenia żeglarskiego jest także wyjątkową osobą, która bez wątpienia jest wartością dodaną każdego rejsu. Dlatego właśnie jego ocena jest dla nas tak cenna, a właściwie bezcenna. Poczytajcie, poczujcie i pożeglujcie!

Drodzy Koleżanki i Koledzy Żeglarze,

zamierzałem napisać o moich wyprawach przez Atlantyk i Pacyfik, na Antarktydę, a przede wszystkim o dalekiej północy Rosji, czyli o przejściu północno-wschodnim. Zacząłem już nawet coś bazgrać, ale jakoś nie szło. Pomyślałem sobie, że to wszystko zostało przecież wielokrotnie opisane, każdy czytał o przerażających sztormach na Hornie i Morzu Drake’a, o bezmiarach oceanów, groźbie utknięcia w lodach północy i tym podobnych wyczynach bohaterskich żeglarzy.

Chciałbym jednak, w kontekście powyższego, podzielić się z Wami wrażeniami z rejsu w nowej formule  „Dobrej Praktyki Żeglarskiej”, który odbył się w zeszłym tygodniu na wodach w okolicach Barcelony. Byłem na wielu rejsach szkoleniowo-stażowych (z pewnością zauważyliście, że większość ma taki podtytuł). Nie wiem, jakie są Wasze doświadczenia, ale ja niewiele się tam nauczyłem.  Dalekie wyprawy również nie przyniosły oczekiwanych rezultatów w zakresie umiejętności żeglarskich, mimo „nabijanych” mil morskich, a tylko ostatnia z nich to ponad 9.500.

Inaczej było na „Dobrej Praktyce Żeglarskiej”. Idealne warunki, załoga bardzo zmotywowana do nauki (to ważne, wiecie co mam na myśli), pełny program z zakresu techniki żeglowania, czyli stawianie i refowanie żagli, manewry na morzu i porcie, trymowanie żagli do wiatru, stawanie na kotwicy, był też „człowiek za burtą”. Powiecie, że jest to przecież typowy program szkoleń. Zgadzam się, z tym, ale założenia i wykonanie były nietypowe. Przed każdą próbą szczegółowe omawianie manewru, następnie analiza błędów i powtarzanie do skutku, czyli do przynajmniej przyzwoitego wykonania. Co ważne, uczestnicy wykonywali manewry z każdego stanowiska. Na wszystko był czas, na każde pytanie -odpowiedź. Nie było zniecierpliwienia, że ktoś jeszcze czegoś nie chwyta.  Nie było też „nerwówy”, nawet podczas moich „brawurowych podejść” do nabrzeża. Na zakończenie, każdy wykonał samodzielnie całą procedurę wejścia do portu. Ponieważ było wszystko, co być powinno oraz wobec braku tego czego być nie powinno, nawet ja nie mam się do czego przyczepić!

Cieszę się, że „Dobra Praktyka Żeglarska” będzie kontynuowana.  Wybieram się na kolejną edycję, tym razem na wodach pływowych Kanału Angielskiego, więc może do zobaczenia?

Żeglarskie pozdrowienia z Mazowsza,

Jurek Bochiński