Wspomnienia

Nanizywanie portów, czyli trochę o rejsie sprzed epoki COVID’19

Najpiękniejsze wybrzeże Portugalii z pokładu Blue Horizon oczami i słowami Zbyszka Rembiewskiego.

„Ten rejs zapamiętacie na całe życie!”

 

Takimi słowami żegnałem się z załogą w Marinie Alcantara w Lizbonie. I wcale nie miałem na myśli sztormów, atakujących wielorybów, piratów, czy innego krakena. Powrót do domu na fali COVID’a, to było czekające nas wyzwanie.

A było tak pięknie. Już na dzień dobry na lotnisku, Lizbona przywitała nas pięknym słońcem i ciepłem. Transfer busem, do którego zmieściła się cała 9-cio osobowa załoga, był namiastką wakacyjnej objazdówki jakie krążą latem po Alentejo i Algarve.  Do Portimao dojechaliśmy wczesnym wieczorem. Atmosfera letniego kurortu. Blue Horizon wymuskany i pachnący, Armatorstwo  wypoczęte,  gotowe do wyjazdu, ale jeszcze kolacyjkę razem zjedliśmy.

Niedzielę 8-go marca przeżeglowaliśmy w sąsiedztwie portu podziwiając najsłynniejsze klify. Było to poniekąd wymuszone tym, że nasze bagaże nie zechciały przylecieć z nami, tylko wybrały indywidualną ścieżkę zakończoną z kurierem w marinie , ale dopiero w niedzielę po południu. Przez następne dni nanizywaliśmy na naszą ścieżkę paciorki kolejnych portów. Lagos, Sines, Sesimbra. Każdy port to nowe doznania, przede wszystkim architektoniczne i historyczne. Ale też kulinarne,  z akcentem na zjadanie morskich potworów. Żeglarsko nie utrzymaliśmy sznytu Sailing Factory, głównie z powodu słabych wiatrów. Dużo silnika, mało doskonalenia kunsztu żeglarskiego. Dopiero ostatni dzień dał nam przedsmak oceanicznej żeglugi. Na odcinku Sesimbra – Lizbona  przyszedł wreszcie konkretny wiatr w sile do 24węzłów, z kierunku NNW, wymuszający halsówke. Do tego fala ok. 3,5 m, ale oceaniczna – bardzo długa. I ciągle w pełnym słońcu. Opis rejsu nie byłby pełen gdybym nie wspomniał o dwóch innych jego atrakcjach. Pierwsza to Mariola jako Chef Cook na ochotnika, wyczarowywująca w oka mgnieniu kolejne dania, nie do przejedzenia. Nie trzeba było wyznaczać harmonogramu wacht kambuzowych, bo po co więcej jedzenia. Drugą atrakcją były delfiny i morskie ptaki. Towarzyszyły nam licznie i wielogatunkowo, szczególnie po  Cabo de Sao Vicente i wyjściu na bardziej otwarty Atlantyk.

W Lizbonie na ukoronowanie programu turystycznego zaplanowaliśmy ostatni nocleg w marinie De Bom Successo tuż koło Torre de Belem. I tam nas dopadły wiadomości o odwoływanych lotach zamykanych granicach itp. Ale nie odmówiliśmy sobie jeszcze wieczornego spaceru do Torre i do Pomnika Odkrywców zwanego Padrao. Tam Jacek zawsze merytorycznie dobrze przygotowany opisał nam wszystkie postacie po jego obu stronach, a jest ich tam niezły tłum.

Niestety łódka nie mogła zostać w tej marinie na dłużej, szczególnie w obliczu rezygnacji kolejnej zmiany rejsowej, tak więc w sobotę rano jeszcze przepłynęliśmy do mariny Alcantara i się zaczęło jak już zaznaczyłem na wstępie.

 

Zbyszek Rembiewski

Sprawdź także: Żeglarstwo morskie | Patenty żeglarskie | Rejsy stażowe Bałtyk | Szkolenia żeglarskie